Narodziny Felicji

Z dedykacją dla kobiet, dzięki którym od zawsze widziałam poród jako CUD - mojej Mamie oraz Babci

Od kilku dni moje myśli coraz bardziej krążyły wokół porodu. Inne sprawy odeszły na dalszy plan. Byłam spokojna i czułam się naprawdę gotowa na przywitanie Maleństwa. Przestałam się również stresować faktem czy poród zacznie się w dobrej porze dnia w życiu naszej rodziny, czy moja Położna będzie dostępna, czy mąż będzie w pracy, itd. Stwierdziłam, że na pewno wszystko się ułoży. Najbardziej optymalnym czasem wydawała mi się noc z niedzieli na poniedziałek. Wszyscy, których chciałam zaprosić do tego porodu byli dostępni, ja byłam wypoczęta, najedzona i w bardzo dobrym humorze.  W sobotę po rozmowie z Położną postanowiłam w niedzielę wieczorem wypić „magiczny” koktajl porodowy. Nie nastawiałam się jednak specjalnie, że w efekcie za kilka godzin będę tulić swoje Dziecko.

W niedzielę od rana nie było żadnych oznak zbliżającego się porodu. Dzień spędziliśmy poza domem. Po powrocie wybrałam się na spacer do sklepu po herbatę z liści malin na czas połogu. Tylko tego mi brakowało w zasobach ziołowych. Brat męża wieczorem przywiózł złożoną kołyskę i zapas świeżo wypranych pieluch flanelowych, kocyków i ubrań dla Malucha. Kiedy mąż czytał dzieciom bajkę na dobranoc przygotowałam koktajl porodowy i wypiłam go. Brrr. Paskudztwo ;)

Nic specjalnego się nie działo. Przygotowałam dzieciom ubrania na następny dzień, zrobiliśmy trochę porządku w salonie, pogadaliśmy. Poczułam się mocno zmęczona i stwierdziłam, że dobrze, że na razie nie rodzę, bo musze się przespać i tyle. Po prostu padłam i zasnęłam jak kamień. Obudziłam się około wpół do pierwszej w nocy i poczułam delikatny skurcz. Po chwili kolejny i jeszcze jeden. Zupełnie się tym nie przejęłam i nie ekscytowałam, ponieważ w ostatnim miesiącu zdarzało mi się coś podobnego wiele razy. Po trzecim skurczu nastąpiło coś niespodziewanego – delikatne poruszenie w dole brzucha i kroczu, a potem jakby „pyknięcie”. Podejrzenie – pękł pęcherz płodowy. Powędrowałam do łazienki. Mokro, ale wszystko przezroczyste i przestało wypływać. Jakiś niemrawy skurcz w międzyczasie. Wróciłam do łóżka. Kolejne 2-3 skurcze i znowu mokro. Wstałam. Sprawdziłam w łazience co i jak. Bez zmian. Mokro i przezroczysto. Wróciłam do sypialni i obudziłam męża. Z początku nieprzytomny, szybko wstał. Sama ponownie udałam się do łazienki, ponieważ mój organizm zaczął się oczyszczać po koktajlu porodowym. Zrobiło mi się zimno więc ubrałam się w dresy. Poczułam też straszliwy głód. Męża zastałam w salonie już nie w pidżamie, w pełnej gotowości do działania. Trochę mnie to rozśmieszyło, ale o wiele bardziej rozczuliło. Dostałam kanapkę z powidłami i herbatę. Skurcze były niemrawe i nie przekonywały mnie, że rodzę. Za to oczyszczanie jelit zmuszało mnie, by co 5-10 minut wrócić do łazienki.

O 2.00 postanowiłam zadzwonić do Położnej – głównie z powodu pękniętego pęcherza płodowego. Porozmawiałyśmy na spokojnie i ustaliłyśmy, że jak odczuję potrzebę by przyjechała, to mam dzwonić. Mniej więcej po 20 minutach poczułam zdecydowaną zmianę. Już byłam pewna na 100%, że rodzę i długo to nie potrwa. 2.30 telefon do Położnej ze zdecydowaną prośbą by już do mnie przyjechała. Zaraz potem mąż na moje polecenie zaczął obdzwaniać resztę naszej ekipy porodowej. Skurcze się rozpędzały. Szukałam w salonie wygodnej pozycji. Jeden skurcz na piłce – pomyłka! Nagły ból w krzyżu o skali 9 na 10. O co chodziło z ta piłką? ;) Na czworakach – nie za dobrze. Zostałam przy spacerach i podpieraniu się o blat kuchenny. W międzyczasie śpiewałam do Malucha. Czas na nowe doznania – mdłości. Średnio przyjemne ale na szczęście szybko przeszły.  Przed 3.00 pomyślałam, że bardzo, bardzo chcę by ktoś już przyjechał. Po chwili była nasza Doula. Przywitałam ją niezbyt serdecznie, ale odczułam wielkie „Ufff” i się rozluźniłam. Miałam już męża tylko dla siebie, a wszystkie sprawy „wokoło” były zabezpieczone :) . Po kolejnej chwili przybyła moja Kuzynka fotograf (czego nie zarejestrowałam), a tuż za nią nasza Położna. Bardzo się ucieszyłam, choć minę miałam chyba średnią, bo z uśmiechem zaproponowała i mi więcej radości do rodzenia ;) . Potem było badanie tętna Malucha z komentarzem „Serce jak dzwon!” oraz postępu porodu – „Szyjka prawie zgładzona, 4 cm”. Spojrzałam na zegarek w kuchni. Była 3.15. Mówię „Do 4.00 kończę!” . Byłam do tego bardzo przekonana J . Reszta chyba trochę niedowierzała, ale nikt nic nie powiedział ;) . Poszliśmy z mężem do łazienki. Byliśmy tylko we dwoje. I Kuzynka, którą zawołałam i była naprawdę „niewidzialna”. Paliły się tylko 4 świeczki. Było cicho, ciemno i ciepło – tak to pamiętam. Przebywanie w wodzie nie robiło na mnie większego wrażenia, ale polewanie podbrzusza gorącym prysznicem było cudowne. Czułam, że każdy skurcz to praca. Wielka praca. Cieszyłam się z niej. Byłam mocno skupiona i spokojna. Z każdym skurczem czułam się bliżej naszego Dziecka. W tym czasie przyjechały jeszcze dwie położne – asystująca i młoda położna, nasza przyjaciółka. Te same trzy położne były też przy narodzinach naszego trzeciego, a pierwszego urodzonego w domu dziecka – Cecylii.

Położna wzywana dźwiękami wydawanymi przeze mnie zaglądała do nas co jakiś czas. Ostatni raz sama ją zawołałam. Czułam, że jestem już blisko finału i chciałam by była przy mnie. Nie chciałam rodzić do wody, więc mąż szybko wypuścił ją z wanny. Miejsce jednak mi się podobało. Chciałam zostać gdzie byłam. Przyszły skurcze parte. Ogromna siła – siła życia. Niesamowite uczucie. Czułam wysiłek całego ciała, ale nie poganiałam. Oddychałam i robiłam tyle ile kazało mi ciało. Moja pozycja porodowa była na pewno wertykalna, ale trudna do określenia – coś pomiędzy klękiem, siadem i kucaniem. Przez moment dotknęłam rodzącej się główki. Radość. Jeszcze jeden skurcz i już jest cała główka, a za chwilę urodziło się całe Dzieciątko. Położna podała mi je momentalnie. Pierwsza zobaczyłam, że to córka - nasza córeczka – Felicja! Wielka radość, szczęście, wzruszenie. Moment nie do opisania. Cud. Siedziałyśmy sobie w wannie, okryte ręcznikiem i pieluszkami, przytulane przez męża i tatę :) . Pępowina dość długo tętniła. Po jej przecięciu poczułam potrzebę zmiany pozycji. Oddałam na chwilę Felę, którą druga Położna zważyła, zmierzyła i oddała tacie. W tym czasie urodziłam łożysko i przemyłam się.

W naszej ciemnej łazience towarzyszyła nam cała ekipa czyli łącznie było nas tam 7 osób dorosłych i Felicja. Ktoś by powiedział, że to bez sensu, niepotrzebne. Zapytałby gdzie intymność porodu domowego z tyloma osobami. Dla mnie była i intymność, i spokój, i wielkie poczucie bezpieczeństwa, i płynąca od tych osób wiara w moje siły. Każda z tych osób była na swoim miejscu – dokładnie tak jak chciałam, jak sobie wymarzyłam. Czułam się cudownie zaopiekowana, akceptowana. Dosłownie jakby nasza rodzina była pępkiem Świata.

Potem przenieśliśmy się wszyscy do salonu. Ja z golutką Felą pod kocami i mężem u boku. Było ciasto z urodzin teściowej, szampan bezalkoholowy, kanapki, dużo śmiechu, wzruszenia, wypełnianie dokumentów i książeczki zdrowia Felicji. Na koniec moje badanie i kolejny powód do radości – krocze całe :) . Jeszcze chwila pogawędki z położnymi, które wkrótce pojechały do swoich domów. Doula i Kuzynka towarzyszyły nam, aż do czasu kiedy mąż odprowadził Syna do szkoły. Dzieci obudziły się dopiero po 7.00 – co jest niespotykane, bo zazwyczaj 6.00 to ostateczna godzina pobudki. Cała trójka przywitała nową Siostrę z uśmiechami na twarzy. Syn był trochę rozczarowany, że to nie brat, ale bardzo starał się patrzeć na sprawę pozytywnie. Odwiedziła nas też moja kochana siostra, by przywitać Felę.  A potem zaczął się prawie zwykły dzień rodzinny :) .

Ogarnia mnie wielkie szczęście i wzruszenie gdy myślę o tym porodzie. To najpiękniejsze chwile życia kobiety – gdy wita swoje dziecko na świecie. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam kolejny raz przeżyć je w takim spokoju, miłości i szacunku. Dziękuję Wszystkim dobrym, kochanym ludziom, dzięki którym to było możliwe!

Marianna Szymarek

Galeria zdjęć z narodzin Felicji

UWAGA! Ta strona używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Więcej...